//Ile waży nadgryzione jabłko?// Z Anną Chochołowicz, Weroniką Dziepak, Kają Jałozą, Aleksandrą Krogulecką, Zuzanną Krzemień, Dmytro Nikiforchukiem, Izabelą Pawluśkiewicz rozmawia Alicja Pakosz
Ile waży nadgryzione jabłko? Z Anną Chochołowicz, Weroniką Dziepak, Kają Jałozą, Aleksandrą Krogulecką, Zuzanną Krzemień, Dmytro Nikiforchukiem, Izabelą Pawluśkiewicz rozmawia Alicja Pakosz
Czy moglibyście opowiedzieć, jak wyglądały początki waszej współpracy z Muzeum?
WD: Wszystko zaczęło się już trzy lata temu, gdy Maria Prawelska zainicjowała projekt Sztuka pod ręką i właściwie od trzech lat trwa nasza współpraca. MOCAK współpracuje nie tylko z kołem naukowym Prototyp, ale z całym Uniwersytetem Pedagogicznym. Projekt Sztuka pod ręką rozpoczął się od serii szkoleń dotyczących tego, jak projektować dla osób niewidomych. Dowiedzieliśmy się wtedy, że zmysł wzroku działa kompletnie inaczej niż zmysł dotyku, na którym w tym momencie mamy bazować. Dotykając pewnych przedmiotów, a w tym przypadku obrazów, rzeźb czy instalacji, jesteśmy w stanie zapamiętać je o wiele wolniej, niż patrząc na nie. To było nasze pierwsze założenie – stworzyć obiekty, które na stałe będą mogły pozostać w muzeum i które będą uproszczoną wersją tego, co jesteśmy w stanie zobaczyć.
Do wyboru mieliście prace polskich artystów z kolekcji MOCAK-u. Co spowodowało, że wybraliście akurat to dzieło do opracowania?
WD: Jeśli chodzi o Piotra Lutyńskiego, bardzo nas zainteresowała cała seria Żywe obrazy, ponieważ uczestniczyły w niej żywe zwierzęta. Jest to o tyle ciekawe dla osoby z niepełnosprawnością wzroku, że dochodzi nam kolejny zmysł, czyli zmysł dźwięku, który w adaptacji obiektu Piotra Lutyńskiego wyraziłyśmy poprzez dzwonki.
KJ: Ja jestem ogromną fanką Oskara Dawickiego, więc szczególnie chciałam, żeby to był Dawicki.
DN: A ja posłuchałem koleżanki, bo stwierdziłem, że performance to będzie dla nas dobre wyzwanie.
WD: W przypadku Jana Tarasina intersujące było to, że jest to pejzaż, a z pejzażami zazwyczaj były problemy. Osoba niewidoma od urodzenia nie jest w stanie zobaczyć pejzażu, nie jest w stanie go dotknąć i niekoniecznie rozumie zjawisko perspektywy.
IP: Jest to abstrakcja, która skojarzyła się nam z puzzlami. Na bazie tego stwierdziłyśmy, że chcemy zawrzeć w naszej adaptacji element zabawy, by można było łatwiej zapamiętać ten obraz.
ZK: Wybrałyśmy pracę Sofie Muller nie tylko dlatego, że nam się podobała, ale również ciekawy był dla nas motyw gry w klasy. Możliwe, że osoby niedowidzące nie wiedzą, na czym polega taka gra. Nasze opracowanie potraktowałyśmy jako okazję do zaproszenia osób niewidomych do gry w klasy, czego być może nie robiły wcześniej.
Jak wygląda typowa tyflografika, którą możemy zobaczyć w muzeum?
WD: Obecnie funkcjonujące na rynku tyflografiki to plastikowe arkusze robione metodą termoformowania. Są nieestetyczne, nieekologiczne, niepraktyczne, a przy tym bardzo drogie. Osoby, które je konstruują, nie współpracują z osobami niewidomymi i mnóstwo razy byłam świadkiem sytuacji, gdy osoba niewidoma nie była w stanie niczego odczytać z tych tyflografik, mimo że one miały jej w tym pomagać.
WD: W kwestii nazewnictwa, najbardziej adekwatne słowo, jakie odszukałyśmy przez te wszystkie lata, to „adaptacja”. Słowo „tyflografika” tak naprawdę nie istnieje w języku polskim. Określenie to powstało od nazwy pierwszej firmy, która projektowała właśnie tego typu rzeczy.
IP: Pisząc licencjat, używałam zamiennie terminów „pomoc dotykowa”, „adaptacja” i „tyflografika”.
AK: Jeśli poszuka się w internecie hasła „tyflografika”, to też nie za wiele się znajdzie.
WD: Tak, co świadczy o tym, jak bardzo obszar ten nadal jest niezbadany.
WD: Sama dyskusja na temat, jakimi nazwami się posługiwać, obrazuje złożoność tego tematu.
Artykuł w całości dostępny jest w wersji drukowanej piętnastego numeru MOCAK Forum.