OutlineMocak_mobile_icon
Aplikacja mobilna
Zaplanuj wizytę w muzeum, sprawdź aktualne wydarzenia oraz zwiedzaj wystawy z mobilnym przewodnikiem.
Pobierz Zamknij
Przejdź do głównej treści
Languages

//By zrozumieć, trzeba znać kontekst// - Łukasz Gazur

By zrozumieć, trzeba znać kontekst - Łukasz Gazur

Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u Filipa Springera to książka, która jest spóźniona. Gdyby została napisana wcześniej, pewnie nikt by nie wyburzył katowickiego dworca. To nie jest spis ikon, lecz proba zrozumienia tamtych czasów zapisanych w budynkach.

Na architekturze modernizmu w wersji soc wciąż spoczywa ciężar PRL-u. Patrzymy na nią jak na świadka poprzedniej epoki politycznej, ba, współwinnego nawet! To jej „złe urodzenie” staje się za każdym razem argumentem rozstrzygającym o jej być albo nie być. Musi w końcu ustąpić przed deweloperami spod znaku „dziś”. Zwłaszcza gdy znajduje się w atrakcyjnej miejskiej lokalizacji. Przykładów jest w Polsce sporo – zamiast Pawilonu Chemii w Warszawie mamy teraz luksusowy dom handlowy, warszawski Supersam ustąpił miejsca nowoczesnemu biurowcowi. Architektura przegrała z interesem. Ale ważniejsze nawet (co w książce również zostało zaakcentowane) jest to, że te budynki po prostu „źle się kojarzą”, budzą nieprzyjemne emocje, przechowują fatalne wspomnienia. Mało jest krytyki opartej na argumentach oceniających ich wartość.

Filip Springer stworzył książkę, która jest próbą zrozumienia okoliczności powstawania tej architektury. Wychodzi poza ramy własnych emocji (nie bez znaczenia jest pewnie fakt urodzenia w 1982 roku – życie autora nie zostało naznaczone PRL-em), stąd dla tej narracji wybrał reportaż, bogato ilustrowany zdjęciami (archiwalnymi i współczesnymi). Źle urodzone to opowieść nie tylko o losach budynków, ale też o ich twórcach. Pojawiają się tu portrety ważnych postaci polskiej architektury tamtych czasów, między innymi Marka Leykama, Jerzego Hryniewieckiego, Zofii i Oskara Hansenów, Mieczysława Króla, Haliny Skibniewskiej. Przedstawia ludzi, sposób ich pracy, inspiracje. Co ważniejsze, opowiada o tym, jak musieli się wpisać w system gospodarki nakazowo-rozdzielczej, w nieprzekraczalne normy i Łukasz Gazur – „By zrozumieć, trzeba znać kontekst”wczesne technologie. Springer (zapewne mimowolnie) pokazuje, że jeśli szukać tu winy, to nie w architekturze, lecz w czasach.

Elementy krytyki (jeśli w ogóle obecne) padają z ust rozmówców. Springer po prostu opowiada, starając się wytłumaczyć, skąd wzięły się te budynki i co się stało z nimi po transformacji ustrojowej w 1989 roku.

Modernizm wzięty jest tu na wyrywki. Jak na „źle urodzonych” towarzystwo całkiem niezłe – dworzec w Warszawie, obserwatorium meteorologiczne na Śnieżce, warszawski Pawilon Chemii i Supersam. Ale trudno nie zauważyć, że kilku ważnych budynków brakuje – nie ma choćby katowickiego Spodka czy realizacji z Nowej Huty. To pokazuje, że – wbrew powszechnej opinii o tej książce – autor ucieka od koncepcji litanii „tego, co warte utrwalenia”. To nie jest też kompletny leksykon wiedzy o architekturze. Springer pisze, że znalazły się w książce „obiekty, które rodzą pytania reprezentatywne dla całej architektury tamtego okresu. Spacerując po Sadach Żoliborskich, nie sposób nie zastanawiać się, jak Halinie Skibniewskiej udało się zaprojektować osiedle tak inne od wielkopłytowych blokowisk. I czy rzeczywiście Polacy byli na te blokowiska skazani? Próbując zrozumieć koncepcje Zofii i Oskara Hansenów, trudno nie wyobrażać sobie, jak wyglądałaby Polska, gdyby wtedy, w latach siedemdziesiątych, ktoś ich naprawdę posłuchał”[1]. Ale najważniejsze – nie ma w tej książce „przymusu kochania”. Filip Springer doskonale zdaje sobie sprawę, że modernizm jest architekturą trudną w odbiorze. Wystarczy przeczytać fragment o jednym z katowickich osiedli:

„Gdyby chcieć opisać katowicką Superjednostkę w taki sposób, by czytelnik poczuł ją na własnej skórze, trzeba by przestać używać interpunkcji i odstępów między wyrazami. A na samym dole akapitu zrobić pauzę i dodać: teraz możecie wziąć oddech.

Mieczysław Król mówi: Miała płynąć w zieleni. Dziś nie płynie, wkrótce zniknie.

Gdy ją wymyślał, nie użył słowa »super«. W projekcie napisał konkretnie, wręcz technicznie: »Skomasowana Jednostka Mieszkaniowa«. Ale słowo »Superjednostka« było krótsze i miało to coś. Podchwyciły gazety. Potem samo poszło. Teraz ludzie komentują: Trzeba mieć w sobie wiele narcyzmu, by o takiej szafie na środku salonu mówić, że jest super.

Mieczysław Król czasem odpowiada: Ale to nie ja. Ja ją tylko narysowałem.

Miały być siedemset sześćdziesiąt dwa mieszkania dla dwóch tysięcy ośmiuset dwudziestu trzech mieszkańców, dziewięć klatek schodowych, dwanaście wind, piętnaście pięter, sto siedemdziesiąt trzy miejsca parkingowe w podziemiu.

– I uwolniony horyzont, chodziło o to, żeby człowiek nie czuł się w jej obliczu taki malutki i nic nie wart. Tam na dole miał odetchnąć”[2].

By zrozumieć, trzeba znać kontekst. I ta książka go dostarcza.

 

Łukasz Gazur (ur. 1983) – dziennikarz, krytyk sztuki. Związany z „Dziennikiem Polskim”. Publikował między innymi w „Przekroju”, „Tygodniku Powszechnym”, „Arteonie”, „Exit”, „Sztuka.pl – Gazecie Antykwarycznej”. Jest autorem tekstów do książki Małopolska. Znaki w przestrzeni.

 

Filip Springer

Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u

Wydawnictwo Karakter, Kraków 2011

ISBN 978-83-62376-12-4

 

 


[1] F. Sringer, Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u, Karakter, Kraków 2012, s. 8.

[2] Tamże, s. 152–153.