//Malowanie słów// - z Pawłem Susidem o typografii, sztuce i popkulturze rozmawiają Zofia Kerneder i Anna Sulich-Liga
Malowanie słów - z Pawłem Susidem o typografii, sztuce i popkulturze rozmawiają Zofia Kerneder i Anna Sulich-Liga
ANNA SULICH-LIGA: Co jest inspiracją dla pana twórczości: słowo czy obraz?
PAWEŁ SUSID: Na przestrzeni lat różnie z tym bywało.
Dziś do malowania najczęściej podrywa mnie jakieś zdanie lub myśl. Jestem już dość leniwy, wygodny, lubię leżeć, czytać. Kiedyś zdarzało mi się obudzić z jakimś śmiesznym lub poważnym słówkiem lub zdankiem. Albo wpadam na coś rano podczas biegania. Wychodziłem zaspany, a wracałem ze zdaniem do obrazu lub z pomysłem na obraz.
Kiedy indziej zaczynało się od prowokującego znaku bądź symbolu. Tak było z krajowymi oznaczeniami damskiej i męskiej ubikacji, do których dopisałem tekst: „panie oraz wy dziewczęta w toalecie i w ubikacji dotykacie się drogich dla nas miejsc”. Do jednego z obrazów Władysława Strzemińskiego dopisałem tylko słowa: „obie fajne dziewczyny”. Patrząc na ten obraz, wyraźnie zobaczyłem profil kobiecy, więc chciałem tylko uzupełnić formę stworzoną przez malarza. Podobnie jeden z Krzyży Kazimierza Malewicza wydał mi się do czegoś podobny, dopisałem więc: „projekt stołu dla 4 osób”.
ZOFIA KERNEDER: Kiedy w pana twórczości pojawił się pierwszy obraz z tekstem?
Już na pierwszym roku studiów w pracowni Tadeusza Dominika, był rok 1973. Z trudem malowałem akt, powstał z tego mały obrazek. Nie bardzo widać mi się spodobał, bo dopisałem odręcznie w dole płótna „Dziewczyna z domu”, co było już pierwszym krokiem w tym kierunku. Mogę więc powiedzieć, że to się pojawiło wraz z profesjonalnymi studiami. Malowałem potem jeszcze różne dziwne rzeczy, na przykład „desenie” owocowo-warzywne, ale od tamtej pory podpisywałem je, używając już szablonu. Był czas, że malowałem na dużych papierach prawie komiksowe w formie opowieści. Interesowałem się też sztuką wcześniejszą, w której występowały napisy. Drzeworyty ludowe, łubok, początki komiksu w sztuce angielskiej, a potem amerykańskiej. Wreszcie olbrzymie wrażenie zrobiły na mnie Okna ROST-a z okresu rewolucji październikowej i wojny 1920 roku.
Studiowałem i dorastałem w czasach, kiedy sztuka zaczynała się robić „trudna”. Pamiętam takie wystawy jak na przykład w Galerii Współczesnej – był kawałek czegoś na ścianie, a do tego sześć kartek formatu A4 z opisem, czasem traciłem cierpliwość do czytania. Podsunęło mi to jednak pomysł, że posługując się językiem, słowami, nawiązuję rozmowę z widzem, mogę ułatwić mu kontakt z moim obrazem… Na początku było więc dla mnie niezwykle ważne, żeby się komunikować z odbiorcą, żeby ułatwić mu „dojście”. Nawet na niektórych obrazach celowo kokietowałem gust tak zwanego przeciętnego odbiorcy… Zależało mi jednak na współpracy z widzem i chciałem być zrozumiany. Na przykład wspomniany już obraz Obie fajne dziewczyny. Niby taki erotyczno-prokreacyjny temat, a za tym ukryty Strzemiński… więc historia sztuki i możliwość dowolnej interpretacji.
ASL: Co decyduje o tym, że tekst pojawi się na obrazie?
Czasami chodzi o elegancję języka, czasami ważny jest anachronizm lub inne rzeczy. Wielokrotnie podejmowałem różne próby użycia słów w swoich obrazach. Bywały napisy bardzo krótkie, na przykład „wejście” i „wyjście”. Wejście ilustrował kształt waginy, symbolizując przyjście tą drogą na świat każdego z nas. Wyjście wyobrażała „gwiazdka” odbytu, czyli dupa, co ewidentnie świadczy o moim braku wiary w życie pozagrobowe. Przychodzimy na świat przez łono matki, wychodzimy zaś całkiem niedaleko. Może to ma jakieś znaczenie? Chciałem to zapisać, mieć pracę na ten temat.
Są też obrazy, na których opowiadam historyjki. W kolekcji MOCAK-u jest obraz o pani policjantce. Zapłaciłem w parku mandat za to, że obok mnie stała nadpita już butelka piwa. Czytałem książkę i otworzyłem piwo. A tu taka sytuacja pełna sprzeczności: piękna dziewczyna w kontekście opresyjności ustawy… Czasami miałem obawy przed tak zwaną publicystyką, odnoszeniem się do bieżących wydarzeń. Wydaje się jednak, że wprowadzenie do malarstwa aktualności sprawi, że obraz będzie pełnił funkcję dokumentu epoki. Sądzę, że twórczość artystyczna jest odbiciem sytuacji społecznej, rozwoju cywilizacyjnego, konkretnych wydarzeń. Nie da się odciąć od otaczającej nas rzeczywistości. Sztuka nie jest w stanie poza to wyskoczyć… Na obrazach jest więc historia mojego dojrzewania, doświadczeń, przemian, których byłem świadkiem, a przynajmniej tak sobie wyobrażam cel swojej pracy.
ZK: Jest pan autorem większości tekstów na obrazach, ale w pana dorobku są też serie malowanych zapożyczeń – skąd pochodzą i dlaczego wybrał pan właśnie te?
Kiedyś na przykład zrobił na mnie wrażenie pewien tekst Wacława Niżyńskiego z jego dzienników pisanych podczas trzydziestoletniego pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Bardzo chciałem namalować jego słowa, te trochę już szalone. Wymyśliłem więc alfabet barwny, podłożyłem kolory pod litery. Przez jakiś czas eksperymentowałem, zrobiłem w sumie kilkadziesiąt obrazów z różnymi zdaniami. Za każdym razem dobierając inne kolory, tworzyłem alfabety barw i trzymając się ich, podkładałem zdania. Postawa Nizyńskiego zrobiła na mnie wrażenie. To niebezpieczeństwo popadnięcia w obłęd, które zawsze nam grozi przy intensywnym uprawianiu sztuki. Wydało mi się, że te kolory nabierają jakiegoś szczególnego znaczenia. Całość wymieszała się z językiem szaleńca, wspaniałego artysty, tancerza...
Jednak główną część mojej pracy stanowi malowanie o sprawach i wrażeniach z mojego życia, zdarza się nawet, że podejmuję tematy polityczne. W każdym razie wydało mi się kiedyś, że przypisywane słowom, hasłom czy ideom znaczenia były często, jeśli nie zawsze, przesadzone. Zacząłem malować znane hasła, nazwy i slogany, układając z nich desenie. „Bóg honor ojczyzna”, „Liberté, Égalité, Fraternité”, „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”, „CCCP”, „USA”, „Gott mit uns”, „In God we trust”… Wszystkie one budziły w swoim czasie silne emocje, a nawet kosztowały życie miliony ludzi, by w innym czasie stracić swoją moc. Wydało mi się, że może nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego fenomenu, przez co narażamy się na podobne błędy. W swoich projektach multiplikowałem te nazwy i hasła, miałem też pomysł pokrycia takimi napisami statku pływającego po Wiśle i wielu innych dużych przedmiotów. Ludzie patrzyliby sobie na deseń ze skompromitowanych już kiedyś słów i być może ustrzegliby się następnych tragedii. Rzeczywistość jednak jest inna. Obecnie starannie usuwa się słowa, obrazy, a nawet pomniki. Zamieniając je innymi, których kompromitacji nie pamiętają żyjące aktualnie pokolenia. W ten sposób doświadczenia naszych przodków idą w zapomnienie. To zjawisko zapominania albo niedziedziczenia wiedzy i doświadczeń po poprzednikach ma chyba fundamentalne znaczenie dla naszego losu.
ZK: Gdzie według pana jest miejsce obrazu dzisiaj i jaką pełni on funkcję?
Wydaje mi się, że z początkiem XX wieku tradycyjny dziewiętnastowieczny obraz stracił swoje dawne miejsce w nowych domach. Dzisiaj dominują w nich ekrany, zdjęcia, wydruki, a nawet notatki. Jeśli wszystkie te wytwory nowoczesnych technologii mieszczą się we współczesnych wnętrzach, to trzeba szukać dla obrazów nowych miejsc i zastosowań. Wieszałem już swoje obrazki w łazience i ubikacji, w przejściu, nad kasą, nisko lub wysoko, wszędzie tam, gdzie spełniały swoją funkcję. Chciałem, żeby na obraz się wpadało, natykało, żeby on zaczepiał i prowokował człowieka do wymiany myśli. To jest, jak sądzę, moje doświadczenie postkonceptualne. Konceptualizm pozwolił mi zastanowić się nad funkcją obrazu, kształtem płótna i miejscem jego lokowania.
ASL: Teksty malowane za pomocą szablonu o określonym kroju pisma są stałym elementem pana twórczości. Skąd ten szablon? Czy jego kształt i kolor mają znaczenie?
Szablon wziął się ze sklepu w Szwecji, z firmy wysyłkowej. Zamówiłem sobie dawno temu taki pistolet elektryczny do malowania, który do niczego się nie nadawał, i przy okazji dostałem również kilka kompletów szablonów. Wtedy już używałem ich do swoich „obrazów komiksowych”. „Anonimowość” szablonu wydała mi się ciekawa, choć jego użycie przecież też jest pewnym gestem... Z czasem je nawet polubiłem. Zastanawiałem się nad wielkością liter, zakomponowaniem ich. Napisy są zazwyczaj czarne, ale czasami, kiedy siedzę i długo coś mi nie pasuje, to rozważam, czy nie wyruszyć z kolorem. Kwestia koloru pojawia się w procesie malowania.
Wrócę tu do pierwszego pani pytania. Czy inspiruje mnie bardziej treść, czy obraz, forma? Być może mój stosunek do szablonu świadczy o tym, że temat, że treść, historia jest jakby pierwotna w moim przypadku. Bywało nawet kiedyś tak, że siadałem przed kilkoma płótnami różnych formatów i malowałem jednocześnie ten sam temat. Wybierałem później jeden z nich jako najlepszy. Po jakimś czasie odnajdywałem tamte poprzednie i nie mogłem się przyczepić, nie mogłem znaleźć tego, co mi się wcześniej w nich nie podobało… Obraz Panie oraz wy dziewczęta w ubikacji i toalecie dotykacie się drogich dla nas miejsc także malowałem równolegle na dwóch płótnach. Oba były na wystawie w Zachęcie. Chodziło o to, by pokazać, że to jest czysto plastyczne, malarskie ćwiczenie do zadanego tekstu, do myśli właściwie. Maluję obrazy nawet drugi raz, jeśli są ładne. Można namalować obraz drugi raz, bo przecież rola warsztatu w malarstwie już dawno się zmieniła. Nie poszukuję formy w malarstwie. Liczę raczej, że uzyskam ją przypadkiem, będzie dobra lub funkcjonalna i wtedy ją zaakceptuję.
ASL: Jaka jest różnica w malowaniu obrazów z tekstami własnego autorstwa i z tymi zapożyczonymi?
W przypadku malowania haseł i sloganów ingeruję, podkładając tylko pod napis pasek koloru i ewentualnie jeszcze rytm. Trochę się wtedy wycofuję z decyzji plastycznych, dobierając kolory w zależności od sensu słów. Alfabet barwny, o którym mówiłem, czyli podkładanie koloru pod cudze słowa, służy mi przyjrzeniu się tym słowom. Zdaję się na przypadek. To rodzaj gry i efekt końcowy jest dla mnie niespodzianką.
ZK: Czy jest inne niż malarstwo połączenie słowa i obrazu, które pan lubi?
O niektórych już wspomniałem wcześniej. Bardzo też lubię sztuki wymagające wysiłku intelektualnego, a takie często łączą myśl, słowo z obrazem.
Paweł Susid (ur. 1952) - malarz, rysownik, projektant, pedagog. Ukończył malarstwo na warszawskiej ASP. W latach 1984-92 prowadził Galerię Młodych przy KMPiK „Bielany” w Warszawie. Od 2009 roku jest adiunktem na macierzystej uczelni w pracowni przestrzeni malarskiej na wydziale Sztuki Mediów i Scenografii. Artysta pełnił także funkcję jurora konkursów, m.in. SAMSUNG ART MASTER. Jego prace prezentowano na licznych wystawach krajowych i zagranicznych. Dzieła Pawła Susida znajdują się w zbiorach najważniejszych instytucji kultury w Polsce.
- Paweł Susid, CCCP, USA, z cyklu Przewidywanie przez powtarzanie, 2010, akryl / płótno. Dzięki uprzejmości artysty
- Paweł Susid, Obie fajne dziewczyny, 1992, akryl / płótno. Dzięki uprzejmości artysty
- Paweł Susid, Projekt stołu dla 4 osób, 1985, akryl / płótno. Dzięki uprzejmości artysty
- Paweł Susid, bez tytułu, 1998, akryl / płótno, Kolekcja MOCAK-u, fot. R. Sosin
- Paweł Susid, bez tytułu, 1998, akryl / płótno, Kolekcja MOCAK-u, fot. R. Sosin
- Paweł Susid, bez tytułu, 2009, akryl / płótno. Dzięki uprzejmości artysty